W dzisiejszym wideoinformatorze opowiemy o wnioskowaniu do programu odbudowy zabytków oraz lubańskim szewcu, który od siedmiu dekad z uśmiechem naprawia buty.
Zabytki. Czas bywa dla nich nieubłagany. Aby przetrwały, należy o nie dbać i je remontować.
Obok materialnych śladów przeszłości na ulicy mijamy czasem ludzi, którzy stanowią żywą kronikę miejską. Każda zmarszczka u tych seniorów to wspomnienie i opowieść z dawnych lat.
W dzisiejszym wideoinformatorze opowiemy o wnioskowaniu do programu odbudowy zabytków oraz lubańskim szewcu, który od siedmiu dekad z uśmiechem naprawia buty.
31 marca kończy się nabór wniosków do Rządowego Programu Odbudowy Zabytków. Oferuje on bezzwrotne dofinansowanie prac konserwatorskich, restauratorskich i robót budowlanych przy obiekcie wpisanym do rejestru zabytków lub gminnej ewidencji zabytków.
Program skierowany jest do jednostek samorządu terytorialnego, a za ich pośrednictwem do innych podmiotów, będących właścicielami lub zarządcami zabytków.
Wnioskodawca może złożyć maksymalnie 10 wniosków. Wkład własny, konieczny do uzyskania dofinasowania, to minimum 2% wartości inwestycji.
- Złożyliśmy 10 wniosków: 3 wnioski dotyczą obiektów, które należą bezpośrednio do gminy, kolejne 3 wnioski to są wnioski, które złożyły za naszym pośrednictwem wspólnoty mieszkaniowe, no i kolejne 4 wnioski to są wnioski, które złożyły do nas 2 parafie – mówił Burmistrz Miasta Lubań Arkadiusz Słowiński.
Obiekty gminne to wieża trynitarska, przyległy do niej teren zielony i budynek dawnej szkoły łacińskiej, a obecnie siedziba Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Straży Miejskiej. Wnioski, dotyczące tych obiektów, opiewają na kwotę 500 tysięcy złotych każdy.
O środki na prace remontowo-konserwacyjne zabytkowych obiektów ubiegają się parafie Świętej Trójcy oraz Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Łącznie (na 10 wniosków) Gmina Miejska Lubań występuje o dofinansowanie w wysokości 3 milionów 200 tysięcy złotych. O tym, jak duża pula środków trafi do Lubania, dowiemy się prawdopodobnie w czerwcu br.
- Ja bym chciał, żeby to były wszystkie wnioski, dlatego że wiem, że te wszystkie podmioty, które się starają o dofinasowanie, bardzo im zależy na tym, żeby te pieniądze pozyskać, bo to jest bardzo atrakcyjna oferta – stwierdził A. Słowiński.
Małe zakłady drobnych rzemieślników powoli znikają z krajobrazu polskich miast.
Pan Henryk Gorczyński to jeden z ostatnich lubańskich szewców, ale nie tylko to go wyróżnia. W tym roku skończył 91 lat, a w zawodzie przepracował ponad 70 lat i wciąż aktywnie prowadzi swój niewielki warsztat przy ul. Bankowej. Aby docenić i uhonorować człowieka, którego zna i szanuje nie tylko cały Lubań, pana Henryka odwiedził burmistrz Arkadiusz Słowiński.
Pan Gorczyński przyjechał do Lubania 1 maja 1954 roku w poszukiwaniu lepszego życia.
- A wcześniej uczyłem się na Mazurach, koło Giżycka – Wydminy, taka miejscowość wczasowa, u takiego szewca z Wilna, u wileńszczaka. I tam rok przepracowałem w tych Wydminach, w spółdzielni w Giżycku. A brat jechał do Lubania, bo tu przyjechała sąsiadka, mówi: „Jedźcie do Lubania! Tam tyle zakładów, tyle fabryk jest!”. No brat jechał no i ja przyjechałem – wspominał pan Henryk.
W naszym mieście pierwszą pracę – oczywiście jako szewc - podjął w oddziale zaopatrzenia robotniczego księgińskich kamieniołomów. Po dwóch latach, w związku z likwidacją stanowiska, zatrudnił się w Spółdzielni Wielobranżowej, gdzie pracował do 1990 roku. Opinia świetnego fachowca towarzyszy mu do dziś, a klientów ma nie tylko z Lubania.
- Pani, ja mam trzy światy! Świeradów jak przyjedzie albo Pobiedna – płaczki te, jak przyjadą… „Panie, zrobić!”. O widzi pani, przyniosła kobieta i zrobić dzisiaj. No, na 15.00 będą gotowe – mówił najstarszy lubański szewc.
A czy dziś, w dobie konsumpcjonizmu i pogoni za coraz nowszymi trendami, potrzebne są takie zakłady?
- Bardzo są potrzebne i należy je utrzymać, i naprawdę dbać o to, bo takich rzemieślników już nie ma, zaginęli – podkreśliła pani Katarzyna.
- Aż szkoda, że… no że zakańcza działalność, no bo ileż lat można, prawda? Siedemdziesiąt lat to jest ogrom czasu – mówiła pani Elżbieta.
Rzeczywiście po ponad 70 latach pracy i ponad 160 tysiącach naprawionych par butów pan Henryk wspomina o zasłużonym odpoczynku. Nasuwa się jednak pytanie, jak to się w ogóle stało, że osiemnastoletni Heniek wpadł na pomysł zostania szewcem?
- Jak nas wywozili na roboty, na nogi przeziębiłem, to ja rok czasu leżałem, 10 lat miałem. No i jak miałem 18, „Gdzie Ty pójdziesz?”, noga nie rosła, do szkoły nie mogłem chodzić, to zrobiłem szkołę 7. klasę dlatego i tak… za szewca. I tak od 1950 roku ja szewcuję – wyjaśnił pan Gorczyński.
Panu Henrykowi życzymy, aby dobry humor nigdy go nie opuszczał, a zdrowie dopisywało jeszcze długie lata.
- Nie piłem jak szewc. Palić papierosów całe życie nie paliłem, no i tyle – zdradził tajemnicę swojej długowieczności lubański szewc.
(ŁCR)